Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Shenae D'Angelo

Go down 
AutorWiadomość
Shenae D'Angelo

Shenae D'Angelo


Różdżka : włókno z serca hipogryfa; hikora (biały orzech); 10 i 1/3 cala; giętka
Miejsce zamieszkania : Ottery St. Catchpole, dworek rodziny Drake

Shenae D'Angelo Empty
PisanieTemat: Shenae D'Angelo   Shenae D'Angelo I_icon_minitimeSob Sie 04, 2012 7:12 pm



Shenae D'Angelo

Swój kręgosłup moralny pogrzebałam zawczasu - akurat mi się nudziło.

Pseudonim: She, NIE-Angie
Data urodzenia: 31.XII
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: Anglia
Miejsce zamieszkania: czarodziejska wioska - Ottery St. Catchpole, dworek rodu Drake
Status krwi: czysta
Rodzina: Logan Drake (ojciec)
Różdżka: włókno z serca hipogryfa; hikora (biały orzech); 10 i 1/3 cala; giętka
Rok nauki: VII
Dom: Ravenclaw
Patronus: feniks
Bogin: cmentarz
Amortencja: woń drewna
Zwierzę: sowa (Phobos)


biografia
    Jestem miłością.
    Twoim marzeniem.
    Spełnieniem.

Jest Ci dobrze, cholernie dobrze. Obrzydliwie dobrze. Bogato. Jest Ci gorąco, piekielnie, chorobliwie, zaraźliwie gorąco. Jesteś prawie poskromiony, prawie wolny i prawie szczęśliwy. Jesteś wykorzystany, chcesz takim być, chcesz być oczarowany, zaślepiony, chcesz być jedyny. Pragniesz być rozpalony, rozżarzony, roztrzęsiony rozdygotany spazmatycznym gestem. Żądasz samozadowolenia, żądasz zdecydowanie, zdeterminowanie, desperacko czasami. Ścigasz bliskości, bycia kochanym, kochania, namiętności, wyrażonej w afekcie miłości. Jesteś zakochany – zgubiony. Rozdarty, oszukany, policzony…

Jesteś prawie martwy – unieruchomiony strzałem prosto w serce.


    Jestem boginią.
    Twoim sacrum.
    Pragnieniem.

Jesteś mój; tak samo mój jak Twoja jestem ja. Jestem Ci wierna, choć ty mi wierniejszy. Jesteśmy jednością. Miłością Agape i Eros. Ty jesteś Agape, ja jestem Eros. Ty jesteś platonicznym pojęciem – jesteś poświęceniem, jesteś uczciwością, jesteś porozumieniem. Jesteś moją troską, moją ofiarą, moją etyką i moją religią. Ja jestem miłością fizyczną, opartą na doświadczeniu – jestem romantycznością, jestem pożądaniem, jestem namiętnością. Jestem Twoją żądzą, Twoją przyjemnością, Twoim odurzeniem i Twoim kultem.

Jestem Twoją panią, a ty moją lojalną marionetką.


    Jestem obsesją.
    Twoją zarazą.
    Przekleństwem.

Zgłębiaj, poznawaj, doświadczaj, odczuwaj, dostrzegaj to czego dostrzec nie mogłeś. Graj, przegraj, kłam! Kłam tak dobrze jak tylko potrafisz. Kłam ile wlezie, ile się da, ile umiesz. Oszukuj siebie, nie mnie, bo mnie oszukać się nie da. Wstań, upadnij, podnieś się i legnij, klęknij na kolanach i łkaj. Wmawiaj, wciskaj, wpieraj abstrakcyjne fałsze powszechne. Ja będę kusić, deptać, zwodzić, zarażać, narkotyzować, dobijać, wbijać nóż plecy i się śmiać – dokładnie w tej kolejności. Przepraszaj, proś, błagaj, szlochaj. Jeśli potrzeba – maltretuj, szantażuj, terroryzuj. Czekaj… Pozwól sobie pomóc – będę Twoim prowokatorem, Twoim małym kłamstewkiem, Twoim niepowodzeniem.

Pozwól… – pomogę Ci zapomnieć. Będę Twoim koszmarem.


    Jestem szaleństwem.
    Twoim uzależnieniem.
    Żądzą.

Chwytaj oddech, łap łapczywie powietrze. Żyj, ciesz się życiem, pełnią życia – jeśli potrafisz. Rób to jak najlepiej, odnoś jak najwięcej efektów swojej ciężkiej pracy, poznaj kwintesencję bytu. Niech wypełni Cię esencja życia. Nie hamuj się, proszę. Rób co do Ciebie należy, Życzę ci szczęścia, siły i wigoru, a kiedy już osiągniesz apogeum… wyssę z Ciebie soki Twojej egzystencji. Nie jak wampir, gorzej. Uczepię się Ciebie jak prawdziwy pasożyt. Będę czerpać z Ciebie (czasem nawet zupełnym przypadkiem) energię; z reguły właśnie w nieuświadomionym geście.

Przepraszam… nie chciałam – prawdopodobnie.


    Jestem błędem.
    Twoim błędem.
    BŁĘDEM! Tylko błędem…

. . .

- Tatoooo – mruknęła dziewczyna z niezadowoleniem, robiąc fatalnie nieudaną obrażoną minę. Jeśli mnie ktoś spyta o zdanie, nad tym zagraniem musiała jeszcze popracować. Ciężko, jeśli chciałaby osiągnąć znośne efekty. Ale przecież jeszcze miała czas. Mogła mieć jakieś 12 lat na oko. Nie więcej. Wzrost miała raczej średni jak na dzieciaka w swoim wieku, mogła gryźć ojcu nogawki w akcie zemsty za jego złośliwe zagrywki. Ale nie gryzła. Wolała rżnąć głupią imitując frustrację. NIE trafiła z tym. NIE potrafiła. NIE, NIE, NIE! To był marny teatrzyk, groteska prawdziwej irytacji. Tej właśnie, którą odczuwałam ja, patrząc na naiwnie tępą, trywialnie durną małolatę. Myślała, że tak będzie już zawsze? Ona i jej wspaniały tatuś? O, świrnięty Mungusie, miej dziewczynę w swojej opiece, bo zeschizowała. Prawda zawsze była taka sama. Ojcowie byli, są i będą do dupy. Po prostu niektórym chce się grać wspaniałych rodzicieli, stylizować się na marne kopie platonicznych mężczyzn. Choć wiadomo – tacy nie istnieli. Chcesz wiedzieć co o nich myślę? Faceci nie są kulawego gnoma warci. Potrzebni są tylko do utrzymania wskaźnika urodzeń w normie. Gdyby nie to, że w swoich zwierzęcych zapędach nie potrafią utrzymać swojego popędu w gaciach – nie byłoby mnie tu, nie mogłabym wam mówić o marności mężczyzn, ich odrażających gębach i fakcie, że wszyscy są do niczego. Nawet ojcowie, zwłaszcza oni, a na pewno mój. Ten sam, któremu zawdzięczam wyłącznie statystyki – o jedną więcej kobietę (dzięki Merlinie), która ma gdzieś szacunek do przodków. Straciłam go zawczasu. Ojciec zakopał go wraz z grobem, który dla siebie przyszykował w dzień, w którym przekazał mi, niech to szlag, swoje geny, w nieciekawym procesie puszczania swoich plemników w ruch. Cześć, chwała i gwóźdź mu w krtań za to. Nic tak dobrze nie daje kopa do życia jak kilka niewerbalnych haseł rzuconych pod adresem swojej rodziny tuż o poranku. Gdzie pod definicję rodziny łapie się jeden jej członek, a w „hasła” wpisują się bliżej niezidentyfikowane wulgarne epitety o jakich jak dotąd istnieniu wielu mogło nie wiedzieć. Przytoczyłabym kilka przykładów, ale ponoć mi nie wolno. No ej! Przecież jestem błękitnej krwi prawie arystokratką - prawie, bo wolałabym być po prostu sobą. W ten zakrzywiony sposób prostolinijną mną. Ale nie jestem. Jestem Drake, a nazwisko zobowiązuje. Do konserwatywnych zachowań obliguje nas czystość krwi – bo tacy ponoć jesteśmy – nieskalani szlamami. Jasne. Przymrużając oczy na nieczystość charakterów wszystkich łajz jakie należą do mojej rodziny – jesteśmy nieskazitelni, cholernie. Tak piekielnie perfekcyjni jak tylko możemy być żyjąc w swoim zhermetyzowanym świecie zamkniętym na Blacków, Lestrange’ów, Malfoyów i wszystkie inne rody czystej krwi, na których szkoda suszyć język. Genialnie! Serio nie znamy lepszego patentu na szanowaną rodzinę? Obracając się w gronie ludzi, którzy są dla mnie autorytetem takim samym jak gnojojady, z czystym sercem mogę przyznać, że nie utożsamiam się z płaszczeniem się przed starszymi. Nawet jeśli starszym miałby być mój ojciec. Nawet jeśli on ma nade mną władzę, a jako jedyny czarodziej czy człowiek jakiego znam – ma, gówno mnie to obchodzi! Nie darzę go żadnym szacunkiem, Taka jest prawda o życiu w prawdziwej, czarodziejskiej, szanowanej rodzinie. Daj się zgnoić, a będziesz chwalony. Nie daj się, a będziesz tylko zakałą w rodzinie. Ale powiem szczerze, wolę być piekielnym wyrzutkiem, wyrodkiem mającym swoje zdanie, swoje życie, swoją pewną, wyprostowaną postawę i swoje własne nazwisko – D’Angelo, niż lizać stopy i tyłki tym, którzy zwą się Drake’ami. Powtórzę się – nazwisko wiąże. Jak diabli. Kto by przypuszczał, ze rodząc się w rodzie Drake, jeszcze nieme i niczego świadome dziecko skazuje się na przynależenie do Slytherinu? Gówno! Nie jestem już niemowlakiem. Sama decyduję, gdzie trafię, a Slytherin? Slytherin jest ostatnim domem, którego grono chciałabym zasilać. Nie zrobię nic na wzór swojego popierdzielonego ojca, którego nie znoszę. Chcecie mi powiedzieć, że los jest mi od razu pisany, że naskrobano mi go już za małego, kiedy przyszłam na świat jako Shenae Drake? Chrzanić zasady! Zaczęłam je łamać tak szybko, jak szybko zauważyłam, ze jestem małym niesmaczkiem ojca. Shenae – czarnowłosa śliczność, wybitny gracz Quidditcha, perfekcjonistka i ambitna uczennica. Mało mu? Wolałby syna? To kij mu w oko! Tak samo jak on nie poczuwa się do dumy za moją osobę, tak samo ja nie czuję się córką typa, który gardzi mną i moimi wyborami. Nie chciał córki. To jej nie ma. Nie chciał Krukonki? Ale ja chciałam nią być! I jestem. I pieprzyć wszystkich, którzy uważają to za zniewagę rodziny, czy moje życiowe niepowodzenie. Było ciężko walczyć z powołaniem życia w zielonych barwach, więc nie pierdolcie mi teraz, że nie powinnam odczuwać chluby krocząc przez korytarz w niebieskim szaliku. Kurwa! Czuję się spełniona! SPEŁ-NIO-NA! Walczyłam o – niech to szlag – kruka w herbie! Nawet z tą pierdzieloną Tiarą Przydziału. Jak głupi kapelusz może mi mówić gdzie się nadaję?! Nadaję się tam, gdzie chcę być! A nie chciałabym być nigdzie indziej niż jestem.

    - Nie Slytherin? Hmm…
    - …
    - Spryt, ambicja, przebiegłość… A więc nie Slytherin… hmmm… dalej myślisz, że nie Slytherin?
    - …
    - Sly…

O ironio, tutaj zobaczyłam przystojniaka z ostatniego roku w granatowym krawacie.

    - Ravenclaw!
    - Raven…? Niech będzie… RAVENCLAW!


Tak – jestem Krukonką, kurna! Co upoważnia mnie do bycia wolną od rodzinnych tradycji, rygorystycznych zasad, a przede wszystkim wolną od ojca i otwartą na rewolucje w rodzinie. Ale gdyby życie chciało się toczyć tak jak ja chciałam. Nie miałabym oddechu pseudo-ojca na szyi i nieświadomie nie robiłabym wszystkiego by mu zaimponować – Loganowi, a robię, nie wiem dlaczego.
. . .

Nie wiedziałaś, że tak się to skończy, nie mogłaś wiedzieć. Kto by to przewidział? Nie ty. Byłaś pewna swojego, zawsze jesteś. Nikt nie jest w stanie odebrać Ci tego stanu. Tak Ci się wydawało. Wydawało – warto zaznaczyć. Spierdoliłaś wszystko, mówiąc kolokwialnie. Inaczej by nie pasowało, bo pojechałaś po całej linii. I nic, NIC Twoim zdaniem nie mogło odkupić popełnionych win. Zasłużyłaś na kopniak od losu, który życie Ci sprezentowało. Tak! ZASŁUŻYŁAŚ! Co zresztą sama sobie zacięcie powtarzałaś w myślach, bo „miałaś rację!”. Nikt nie rodzi się z taką tendencją do hańbienia nazwiska jak ty. I nikt nie powinien mieć bonu na aż do grobowe posiadane racji, ale ty go miałaś. Patent na nieomylność i przekonanie, że tak prawda malowała rzeczywistość, w której byłaś… w której jesteś nieomylna. Nie jesteś. Nie byłaś. NIE BY-ŁAŚ. Niezależnie do tego co myślisz i myślałaś. Byłaś i jesteś człowiekiem, któremu przysługują pomyłki. Tych wolałaś popełniać jak najmniej, ale im bardziej się starałaś, tym więcej potknięć miałaś na drodze. Pieprzyć grzeczność. Mówiąc szczerze orałaś głębokie doły pod sobą, popełniając umyślne próby samobójcze (w zamyśle, bestialskie mordy na własnym ciele), z których zawsze wychodziłaś żywcem i z twarzą, ale bez cienia tlącej się chęci do życia, bez przekonania, pozbywając się siebie, obdzierając samą siebie ze skóry. Całkiem z Ciebie zostawiając tylko krwawą tkankę i kości. Nic więcej. Szczerze. Miało tak być, właśnie szczerze i będzie – brutalnie szczerze. Potrafiłaś wygryzać sobie gardło słowami, które parzyły nie innych, a Ciebie najbardziej. Bo już wtedy byłaś masochistką. Sadystką tylko z przypadku. Częściej pierdolonym Chrystusem – cholera, wtedy nawet nie wiedziałaś co to znaczy. A szkoda. Może przestałabyś się zachowywać jak stłamszony Samarytanin, a zaczęłabyś myśleć logicznie, samolubnie – wyszłabyś na tym lepiej niż w tym momencie. Sumą sum, w wyliczonym rachunku wyszłaś na minus – jak zarżnięty na śmierć skrzat domowy, zorany kuchennym nożem i zjarany w marmurowym kominku, czyszczonym w ostatnim, spazmatycznym geście niewolnictwa. Sio, złe myśli! Tak źle z Tobą nie było. Ale tak się czułaś, oglądając w lustrze parzące w twarz łzy wściekłości spływające po policzkach.

Ale miałaś na Boga tylko dziesięć lat – dzieciom wybacza się gorsze zbrodnie!



Paraliż zdefiniował wszystkie targające Tobą emocje. Byłaś zniewolona. Zakuta kajdanami żłobiącymi krwawe, choć niewidoczne, rany na Twoich nadgarstkach stworzone z czystej, kipiącej jadem wściekłości ojca. Niemalże czułaś przeszywający ból nie tylko w miejscach nieistniejących bransoletek, które utrzymywały Cię w miejscu przed ścianą, na wprost przed Loganem Drakiem – Twoim ojcem i opatem. Czułaś jak kwas wyżera Ci skórę, kiedy cedził słowa, wypluwając Ci je w twarz. Nie wypowiedział ich dużo. Jeszcze gorzej. Był zawiedziony i wyprowadzony z równowagi. Tego obawiałaś się najbardziej.
- Ogarnij się, Shenae – powiedział z wynaturzonym spokojem, tym który u Ciebie wzbudził niepokój i żar emocji, wypalających Ci duszę. Chyba. Byłaś za młoda by opisać wyrywające się z Ciebie uczucia, które tłumiłaś w zarodku. Ale nawet wtedy potrafiłaś powiedzieć, że słowa ojca rozrywały Ciebie na drobne strzępy. „Czerwona mgiełka”. Tak mugole mówili na pozostałości z człowieka po eksplozji bomby – rozszczepione komórki ciała, unoszące się w powietrzu w postaci czerwonych plamek. Nie sądziłaś by z Twojego serca pozostało coś więcej.
- Przepraszam – rzuciłaś szczerze, walcząc z chęcią spuszczenia głowy. Myślałaś, że oczy zajdą Ci mgłą, zaszklą się od nadmiaru emocji. Powstrzymała Cię od tego przemożna chęć udowodnienia nie sobie, a ojcu siły Twojego charakteru. Nie uwierzył, nie mógł, bo ty w to nie wierzyłaś.
- Do pokoju, D’Angelo.
To była krótka komenda. Ją zrozumiałaś, nie wiedziałaś tylko kim jest: „D’Angelo”.
- Słucham? – pozwoliłaś sobie wyrwać z ust nim ugryzłaś się w język,
- NIE słuchasz. To jest problem. Nigdy nie słuchasz. Nie zachowujesz się jak Drake, nie wyglądasz jak Drake, nie jesteś Drake. Jesteś Shenae D’Angelo. Możesz odejść.
Otępiałaś. Skinęłaś głową na zgodę. Zachowałaś zimną krew. Nerwy puściły Ci za drzwiami Twojego pokoju. Oparłaś się rękoma o gablotę przed lustrem, spuszczając głowę, przygarbiając się, pozwalając zaszklić się oczom. Czując do siebie obrzydliwy wstręt.

Drake nie powinna płakać – dlatego ty byłaś D’Angelo.



To był moment. Sekundy. Sekunda, w której usłyszałaś czyjeś kroki, druga, w której odwróciłaś się do źródła dźwięku. Następna, w której doznałaś nagłego szoku. Kolejna, krótkie skinięcie głową przez ojca. Nie mogłaś nie zrobić tego co chciał. Ruszyłaś w jego stronę, utykając na jedną nogę. Zmierzył Cię zimnym spojrzeniem.
- Idź prosto, Shenae.
Wyprostowałaś się, jak kazał. Ty chciałaś współpracować, ale noga nie. Ugięła się pod Twoim ciężarem. Zatoczyłaś się do przodu łapiąc równowagę. Ojciec odwrócił wzrok, przyśpieszył kroku. Fizycznie nie mogłaś nadążyć, psychicznie zaszantażowałaś ciało, zmaltretowałaś stłamszoną nogę, zmuszając do szybszego chodu. Stłumiłaś przyśpieszony oddech, wytrząsnęłaś z głowy przelotne napady słabości, przyćmiewające Ci obraz przed Tobą. Szłaś prosto, równym tempem. Potknęłaś się dopiero przed bramą na posiadłość. Zobaczyłaś jak metal uchyla się przed Tobą i ojcem, zawiesiłaś wzrok na znikających daleko na ścieżce plecach ojca. Wtedy cię uderzyło. Walnęłaś ramieniem o zamykającą się bramę, aż wyrzuciło Cię do przodu. Dogoniłaś ojca mimo przejmującego bólu pulsującego od kostki. Tym razem byłaś gotowa na utrzymanie drzwi. Złapałaś mosiężną klamkę ciężkiego drewna lewą ręką, prawie w biegu. Położyłaś cały nacisk ciała na uszkodzonej nodze, chcąc pewnie przejść przez próg. Bez zbędnego podrygiwania. Przeszłaś, odprowadzona suchym głosem ojca.
- Nigdy nie pomagaj mugolom.
Popełniłaś błąd, jak każdy, ale nie wszyscy zostawali za to gardzeni. Ty owszem. Stanęłaś pod ścianą w salonie, skrycie myśląc:

Nikt nie chce być nienawidzony, ale czasem ktoś kocha nienawidzić.



Najpierw usłyszałaś, a potem poczułaś okropny, nie do wytrzymania ból w kostce. Strzeliły Ci stawy kiedy wykręciłaś nogę pod dziwnym kątem. Gra w Quidditcha była prostsza od walki z dwoma, starszymi chłopcami. Na oko, piętnastoletnimi. Uzbrojonymi w kije kształtem przypominające powiększony w perspektywie sprzęt pałkarzy. Kije baseballowe, jak się później dowiedziałaś. Runęłaś jak kłoda na ziemię, czując jak jeden z nich, twardy, chropowaty, uderza ci w kolano. Nie jęknęłaś, przeciągle syknęłaś, łapiąc się za kostkę. Opuchlizna rosła niemal w oczach. Ty zagryzłaś zęby podnosząc się do pionu. Zbyt późno. Chłopcy szarpnęli Cię do góry za ramiona, utrzymując Cię w górze. Kierowali do Ciebie kpiące, irytujące uwagi, wprost do Twojego ucha. Ciepło ich oddechu na Twoim karku pogłębiało Twoją złość.
- Bronisz swojego chłopaka? – parsknął jeden z nich, zaczesując Ci włosy za ucho. Nie zrobiłby tego, gdyby wiedział ile masz lat. Wyglądałaś ponad swój wiek. Szybko dojrzewałaś. Szybko zaczęłaś rosnąć. Nie ścinałaś włosów. Czarne pasma kaskadą opadały CI na plecy, okalały policzki, zdobiąc smukłą, bladą twarz smolistym, wyrazistym, głębokim kolorem. Twoje zimne oczy, błękitno-szare nie mogły należeć do dziesięciolatki. Ale nią byłaś, choć sprawiałaś wrażenie filigranowej czternastki.
- Spierdalaj – fuknęłaś chcąc się wyszarpnąć. Wyszarpnęłaś. Zbyt luźno, zbyt szybko, zbyt łatwo. Cofnęłaś się od chłopaków mierząc ich nienawistnym spojrzeniem. Oboje postąpili kilka kroków w tył, nie pod naporem Twojego wzroku. Bynajmniej. Cos było nie tak. „Nie odwracaj się” – podpowiedział Ci głosik w głowie, ale ty nigdy go nie słuchałaś.

Byłaś odważna w swej zapalczywości, albo tylko głupia.



- Zostawcie go! – rozniósł się Twój głos, kiedy stanęłaś obok dwójki łobuzów, skupiając na sobie ich wzrok. Postąpiłaś nie tylko niemądrze. Zrobiłaś coś słusznego, równie nieprzemyślanego co sprawiedliwego. Ale sprawiedliwość już wtedy kochała dawać Ci w kość. Albo ty lubiłaś na to zwracać uwagę. Nieważne. Czułaś się pewnie. Byłaś zdecydowana. Wyższy z chłopaków cofnął kij baseballowy od brzucha nieznajomego, zwiniętego w nogach chuliganów. Uśmiechnął się cynicznie, lustrując Cię wzrokiem. Ty wiedziałaś, ze to nowy synonim na pożeranie spojrzeniem. Ale miałaś to gdzieś. Mogłaś i chciałaś mieć to w głębokim poważaniu. Bo byłaś dziewczyną z wyższych sfer, u której on nie miał szans. Nieskromną, cóż – bywa. No, a oprócz tego byłaś młodsza. Nie rozumiałaś męskich popędów. Nie wtedy. Myślałaś, że znęcanie się nad słabszym dobiegło końca. Myślałaś. Ale myślenie jeszcze nigdy niczemu nie zapobiegło. Chłopcy powrócili do okładania młodszego chłopaczka pod ich stopami kijem. Bez zastanowienia wskoczyłaś między nich. Głupio zrobiłaś. Chłopak nie mógł zahamować uderzenia.

Bolało. Miało. Byłaś pierdolonym Chrystusem jednostek – pamiętasz?



Stoisz przed lustrem. Czujesz tą samą bezsilność, co kiedyś, kiedy patrzysz w swoje odbicie. Widzisz siebie. Starszą, dojrzalszą, Shenae D’Angelo. Krukonkę, dobrą kandydatkę na prefekt naczelną i aktualną ścigającą. Pilną uczennicę, wybitną. A nędzny z Eliksirów jest gwoździem do twojej trumny. Widzisz się – tak, starszą i dojrzalszą; tak, odnoszącą sukcesy; tak, pewniejszą siebie; tak, szanowaną przez uczniów; to nie wystarcza. To nigdy nie mogło wystarczyć. Jesteś tak samo mała i tak samo bezradna co kiedyś. Tak samo zagubiona, tak samo zmiażdżona swoją niemocą. W przeciwieństwie do lat swojego dzieciństwa – teraz potrafisz sobie z tym radzić. I nie płaczesz. Nauczyłaś się tego nie robić. Znasz lepsze sposoby na tłumienie emocji. Generowanie ich we wściekłość, która zastępuje Ci wszystkie słabości. Słyszysz odgłos otwieranych drzwi. Poprawka – słyszałaś, teraz już zostawiłaś go za sobą, przetracając w progu Bogu winną osobę. Kierujesz kroki na boisko. Wskakujesz na miotłę. Wypuszczasz tłuczek. Testujesz zwody. Zwód Wrońskiego. Jest Ci zupełnie niepotrzebny, ale jego znajomość mile połechtałaby Ci ego. Błąd. Nigdy nie widziałaś zwodu Wrońskiego na żywo. Niemalże ryjesz miotłą o trawiastą nawierzchnię boiska, mijasz się z nią na milimetry, ale nie z tłuczkiem. On godzi Cię w nogę. W prawą kostkę. Już nie boli. Kiedyś bolało.

Chcesz udowodnić ojcu to czemu przy innych zażarcie zaprzeczasz – jesteś Drake.



lekcje
  • Transmutacja
  • Zaklęcia i uroki
  • Obrona przed czarną magią
  • Starożytne runy
  • Historia Magii
  • Transmutacja
  • Eliksiry


umiejętności
  • Transmutacja - 10pkt
  • Zaklęcia i uroki - 10pkt
  • Obrona przed czarną magią - 50pkt
  • Logiczne myślenie - 30pkt
  • Zręczność - 20pkt

+ teleportacja
+ latanie na miotle




©Code de night sky.

Powrót do góry Go down
 
Shenae D'Angelo
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 ::  :: Czarodzieje i czarownice :: Uczniowie-
Skocz do: